I. Podróż

                Nasze wspaniałe, sześciodniowe zimowisko nad morzem rozpoczęliśmy długą i męczącą podróżą autokarem. W godzinach wieczornych, w niedzielę 16 stycznia, grupa ministrantów i dzieci Maryi spotkała się pod kościołem. Zasmuceni rodzice odprowadzili oczywiście swe pociechy aż pod sam, stojący pod kościołem, autokar (co wcale nie zadowalało nastolatków).

Gdy walizki były już w bagażniku, a rodzice wręczyli swoim dzieciom awaryjną gotówkę, Ksiądz Proboszcz pobłogosławił zebranych w autokarze. Kierowca wraz z księdzem Tomaszem udzielili grupie jeszcze kilku dodatkowych informacji dotyczących podróży i w końcu  rozpoczęliśmy podróż.

Przez pierwsze trzy godziny toczyły się zaciekłe rozmowy, zabawy, dyskusje. Nikomu przecież nie chciało się spać! W autokarze panował gwar i ciepła atmosfera. Każdy robił, co chciał, a biedny ksiądz Tomasz starał się pilnować bezpieczeństwa, i w jakiś sposób uspokoić rozbrykaną grupę.

Następne godziny stawały się już spokojniejsze. Połowa autokaru poszła spać, a ci, których sen jeszcze nie znużył, starali się nie przeszkadzać i zachowywali się w miarę cicho.

II. Pierwszy dzień nad morzem

Na miejsce dotarliśmy raczej żywi, ale tak zmęczeni, że nie wiedzieliśmy czy to wieczór czy ranek. To był ranek, godzina siódma, 17 stycznia…

Po przydzieleniu pokoi rozpakowaliśmy się i już biegliśmy na śniadanie, a po nim na długi spacer nad morze.

Mroźne, morskie powietrze zawiało nawet najlepiej ubranym, ale my i tak, nie zważając na pogodę, potrafiliśmy się wspaniale bawić. Robiliśmy zdjęcia, biegaliśmy po zamarzniętych kałużach, śmialiśmy się…

W drodze powrotnej, mijając kilka sklepów spożywczych i z pamiątkami, postanowiliśmy zrobić niewielkie zakupy i wróciliśmy na obiad do ośrodka, który teraz stał się naszym domem.

Po obiedzie ksiądz pozwolił nam na krótką siestę, dzięki której mieliśmy czas na czytanie Pisma Świętego.

Posileni obiadem i słowem Bożym, około godziny 16.00 udaliśmy się na Mszę Świętą do niedaleko położonego kościoła. Zaskoczeniem dla nas było, że oprócz naszej grupy w kościele (a raczej w kaplicy, gdzie była Msza Święta) było jeszcze dosłownie kilka osób. Zupełnie inaczej niż w Żorach…

Na kolację zdążyliśmy punktualnie, a po niej czekała nas sauna i siłownia.

III. Trzeci dzień zimowiska – Kołobrzeg

Wyrwało mnie z łóżka głośne chrapanie koleżanki z pokoju. Była godzina 8.00 i pięć minut później ksiądz wszedł do naszego pokoju, zapowiadając, że dzisiaj pojedziemy do Kołobrzegu.

Po śniadaniu żwawo zabraliśmy ze sobą pieniądze na pamiątki, ciepły ubiór i inne potrzebne rzeczy, a następnie zajęliśmy miejsca  w autokarze i ruszyliśmy.

Przez długi czas widzieliśmy tylko pola uprawne i lasy za oknem. Lecz gdy w końcu dotarliśmy do Kołobrzegu, poczuliśmy się bardziej swojo. Na miejscu mieliśmy czas na kupowanie pamiątek, zjedzenie czegoś ciepłego, a także podziwianie mroźnego, zimnego widoku morza z molo.

Reszta dnia minęła raczej spokojnie – nie przypisując do tego dyskoteki, z której dzieci Maryi nie były zbytnio zadowolone.

IV. Środa i czwartek

Jak co dzień wstaliśmy na śniadanie, w środowy mroźny poranek.

Środa minęła nam bardzo szybko i późno położyliśmy się spać, gdyż zaraz po posiłku czekał nas tzw. „spacer śmierci” (tak nazywaliśmy spacer przy mroźnym morzu). Trzeba było naprawdę ciepło się ubrać, nasz ksiądz był bezlitosny.

– Czapki, rękawiczki, szaliki! – mógł wymieniać bez końca – na dworze jest bardzo zimno! Proszę o niczym nie zapomnieć! I tak właśnie wychodziliśmy za każdym razem.

Wieczorem czekała nas sauna i siesta do godziny –  tylko – 22.00…

*  * *

Czwartek od początku zapowiadał się genialnie. Po modlitwie i posiłku wybraliśmy się do Aqua Parku. Ksiądz tłumaczył nam jak mamy się zachowywać, żeby nie zostać ukaranym przez ratownika, co mamy wziąć, jak się ubrać (…). W autokarze, jak zawsze przy nas, panowała wesoła atmosfera. Każdy dyskutował co będzie robił, a nasz opiekun pilnował porządku i nas uważnie słuchał J

Rzeczywiście, w Aqua Parku królowaliśmy tylko my. Było śmiesznie, a i ratownik nie musiał nas upominać. Bawiliśmy się w grupie, samotnie, i z księdzem bądź opiekunami.

Do ośrodka  wróciliśmy niecodziennie głodni.

Po obiedzie, jak zwykle, był czas siesty, by po niej pójść na halę sportową. Tam rozegrany został mecz pomiędzy ministrantami a uczestnikami zimowiska z KWK „Rydułtowy – Anna”, który, dość znaczną przewagą bramek, wygrali nasi ministranci. Był także czas na różne gry i zabawy.

Po kolacji, tym razem w naszym ośrodku, uczestniczyliśmy w Eucharystii. Po Mszy św. się zaczęło – dyskoteka… Oczywiście nie dla wszystkich („tylko” dla chętnych), ale nawet dzieci Maryi nie odmówiły sobie jednego tańca 🙂

V. Ostatni dzień w Dźwirzynie

Piątek – to właśnie był ostatni dzień naszego zimowiska.

Prawie cały dzień poświęciliśmy żegnaniu się z morzem. Ostatni spacer brzegiem morza, ostatnie kupowanie pamiątek, robienie zdjęć…

W godzinach wieczornych rozpoczął się, od wielu dni zapowiadany, konkurs biblijny. Ksiądz podzielił nas na grupy i zaczęliśmy.

Po zaciekłej „walce” wygrała grupa Julki, Karoliny, Wiktorii i Ady z największą ilością punktów :).

Po konkursie animatorzy grup dzieci Maryi i ministrantów wręczyli księdzu prezent w podziękowaniu za zimowisko i wszyscy poszli do swoich pokoi się pakować i przygotować do jutrzejszego wyjazdu.

 

Wiktoria Weronika Wajda

*   *   *

Bardzo serdecznie chciałem podziękować wszystkim, bez których to zimowisko nie odbyłoby się. Przede wszystkim uczestnikom: ministrantom i dzieciom Maryi za ten wspaniały czas spędzony razem. Dziękuję też opiekunom – rodzicom, którzy zgodzili się poświęcić swój WOLNY czas, by opiekować się tą prawie 40 – osobową gromadką młodszych i starszych. Bez nich bym sobie nie poradził. Wszystkim za wszystko serdecznie dziękuję.

Nie było to pierwsze nasze zimowisko, i mam nadzieję, nie ostatnie…

ks. Tomasz Maciąg – opiekun ministrantów i dzieci Maryi

ABY ZOBACZYĆ ZDJĘCIA KLIKNIJ TUTAJ